sobota, 4 lipca 2015

Niespodzianka kopiuj, wklej.

Drodzy Moi!!


Rok nas już tu nie było. Szybko zleciał. Wojtek został przez ten czas radnym, Ula założyła swoja fundację, ja rzuciłem pracę :) Działo się. Postanowiłem do Was napisać, postanowiłem Wam opisać NIESPODZIANKĘ.
Zdarza się u  nas w Koninie, że nim zarządzający ogłaszają, że maja dla mieszkańców miasta niespodziankę. I wszyscy zamierają w oczekiwaniu, czekając na wielkie WOW! Przyznam szczerze, że po ujawnieniu niespodzianki, gromadne WOW! rzadko słychać. Bo nasi włodarze lubią niespodzianki robić pod warunkiem, że niespodzianka jest w ich guście. Od nas tylko oczekują, że niespodziankę automatycznie polubimy, wszak się przecież starali. I wiecie co mnie w tym zawsze wkurza? Że niespodzianka jest za nasze (publiczne) pieniądze. Jak więc można mówić o niespodziance? To tak jakbym zaprosił Was na wystawną kolacje do mojej ulubionej knajpy tutaj i rachunek zapłacił.... Waszymi kartami. Czy oni tego nie dostrzegają? Niespodzianki są zawsze starannie ukrywane, co sprzyja dyskusjom na miejskich forach o braku transparentności naszego samorządu. Czy oni tego nie dostrzegają?

Ostatnio znów dostaliśmy niespodziankę. Znienacka. Miejska spółka zamówiła pomnik Przemysła II, króla, który założył Konin. i co się okazało? Komuś z władz spółki spodobał się już taki stojący pomnik z Buska Zdroju i zażyczył sobie identyczny. Zmieniono tylko opis na tarczy. Czy to nie... hm... idiotyczne? Zanim przeczytacie dalej, co mi leży na sercu, rzućcie, proszę, okiem na dwa materiały filmowe o tej sprawie:


Przy okazji chciałbym o moich gustach, o których niechciałbym rozmawiać :): Podoba mi się projekt pomnika Przemysła II vel Leszka Czarnego ( to zależy od miasta). Podoba mi się, bo przypomina mi dzieciństwo. 
Gdy byłem małym chłopcem zbierałem ołowiane żołnierzyki. Miałem ich sporą kolekcję, ponad dwieście sztuk. Wyróżniał się pośród nich król, który stał w pozie podobnej do której stoi Przemysł II. Gdy rozgrywałem wielkie bitwy mój król (w oryginale Władysław Łokietek) zmieniał imię w zależności od potrzeb, w zależności od tego, którą z wielkich, historycznych bitew odtwarzałem na dywanach mieszkania moich rodziców. Tak na marginesie – mój Łokietek nigdy nie był Przemysłem II. Ani Leszkiem Czarnym. Różnica jednak między moją kolekcją a pomnikiem-kopia Przemysła II jest taka, że ja bawiłem się za pieniądze moich rodziców, a prezes chciał się pobawić żołnierzykiem sporych rozmiarów za publiczne pieniądze.
Właśnie od tej niespodzianki zaczęło się moje zainteresowanie próbą upamiętnienia Przemysła II. Jak to? – pomyślałem. Bez żadnego konkursu, bez przetargu, bez transparentności, ogłaszany jest nagle taki pomysł i jak wynika z różnych nieoficjalnych informacji, że wszystko już jest zapięte na ostatni guzik. Zaciekawił mnie koszt takiego pomnika i postanowiłem odwiedzić stronę projektanta, a tam, ku naprawdę wielkiemu zdziwieniu, już na pierwszy rzut oka zorientowałem się, że pomniki są identyczne. W pierwszym odruchu, trochę złośliwie, chciałem zamilczeć, poczekać, aż pomnik stanie i zobaczyć kiedy ktoś zorientuje się, że skopiowaliśmy pomnik z Buska-Zdroju, ale po chwili zastanowienia doszedłem do wniosku, że lepiej ujawnić to wcześniej – może będzie wtedy szansa na zmianę, dzięki której nie będzie się z nas śmiała cała Polska. Bo wiem dobrze, że z tak marne naśladownictwo wzbudziłoby przede wszystkim śmiech. A ja nie lubię, gdy ktoś śmieje się z Konina, gdy wszyscy jego mieszkańcy nie mają wpływu na obiekt, który jest powodem tego śmiechu. Bo my nic przecież nie jesteśmy winni, że funduje się nam takie niespodzianki. Zrozumiałbym jeszcze, gdyby to były jakieś wizjonerskie pomysły, ale bezmyślne kopiowanie?! Za dużo tego w Koninie. Mamy Bulwar naśladujący XIX-stowieczną architekturę, mamy toaletę publiczną naśladującą kształtem wieżę kontrolną na Okęciu, mamy władze naśladujące plemiennych mędrców, nawet kiedyś mieliśmy projekt strategii miasta skopiowany z Wrocławia. Co prawda w 70%, ale zawsze kopia… Skopiowano nawet z Buska-Zdroju historię o potarciu mieszka króla, co ma podobno przynieść bogactwo ocierającemu. Bezmyślne Ctrl+C, Ctr+V. Chociaż akurat to mogłoby się okazać prawdą. Oczami wyobraźni widzę prezydenta Konina polerującego codziennie mieszek do połysku, pomnażającego w ten sposób miejski budżet.
W moim odczuciu papugujemy tak bardzo, że nas nikt nie chce naśladować. Bo kto by chciał naśladować imitację innych miast wrzuconych do jednego worka nad Wartą?  Jest tylko jedna rzecz godna naśladowania zawsze… Nie, nie naśladowania, bo to słowo ma dla mnie pejoratywne znaczenie. Jest tylko jedna godna rzecz warta wzorowania się na niej – dobre praktyki budujące kapitał społeczny. Z różnych miast. Dlaczego by, na przykład, nie wziąć na wzór jakiego miasta, które wspiera swoich lokalnych artystów, które organizuje konkursy dla nich na zagospodarowanie przestrzeni miejskiej. Wystarczy poszperać w internecie. Co? Nie ma takich praktyk? I bardzo dobrze!! Bo od odwzorowania jest coś jeszcze lepszego! Stworzenie takich dobrych praktyk u siebie! Zróbmy to! Ogłośmy konkurs dla konińskich artystów, pokażmy im jacy są dla nas cenni, wyzwólmy w nich pokłady lokalnego patriotyzmu. Jestem pewien, że pomnik przez nich zaprojektowany odpowiadałby większości mieszkańców Konina. Nie wiem czy naszym włodarzom, ale jest mi to naprawdę obojętne, liczy się głos większości i już.
Nie wiem jak skończy się sprawa naszego pomnika. Z nieoficjalnych informacji wynika, że odlewnia zaczęła już przy nim pracę, więc przyjdzie nam zapłacić za kopię i pozwolić turystom z Buska- Zdroju czuć się w Koninie, jak u siebie w domu. Może chociaż pomalujmy w jakieś wesołe kolory naszego Przemysła? Pamiętajmy tylko, żeby pozwolić to zrobić konińskim grafficiarzom, niech chociaż oni mają z tego frajdę. Większości pozostanie tylko niesmak, a może i wstyd za decyzje podjęte bez ich udziału…

Chciałbym Wam jeszcze raz wspomnieć o zabawkach lat dziecinnych, broniąc przy okazji prezesa naszej miejskiej spółki :). Jednym z moich ulubionych żołnierzyków była postać komandosa – snajpera. Wyprodukowano go w sześciu wersjach maskowania.Wszystkie były, ku zdziwieniu moich rodziców, bo dla nich nie różniły się zupełnie niczym, moim mrocznym przedmiotem pożądania (próbowałem nawet ukraść jednego przygodnemu znajomemu z piaskownicy), a św. Graalem wśród nich był dla mnie żołnierz w mundurze zimowym. Nawet teraz pamiętam to uczucie, gdy wreszcie udało mi się go zdobyć. Nieporównywalne do dzisiaj z niczym. Ten błękitny beret!! Ech!! Pamiętam też, jak bardzo zazdrościłem kolegom z przedszkolnego dywanu postaci, których nie miałem szans zdobyć w żaden sposób.Dlatego wydaje mi się, że rozumiem prezesa Libertowskiego, też zapragnął prawdopodobnie swojego „ołowianego żołnierzyka” w Koninie. Podejrzewam, że, tak jak ja, w dzieciństwie, bawił się na dywanie w wielkie wojny.
A u Was jak z tym jest? Też żywcem przenosi się do Waszych miast różne, przede wszystkim związane z przestrzenią miejską rzeczy?

Kończę już. Piszcie proszę, chociaż raz w miesiącu. Ja się postaram
serdeczności
Waldek
P.S. I jeszcze żart z facebookowego, prześmiewczego profilu o Koninie


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz