niedziela, 16 marca 2014

American Dream

Wojtek, tu Agnieszka ze Szkoły Liderów,
od Bogny, jednej z naszych tutorek, którą dołączam do korespondencji, dostałam prośbę o pomoc w odnalezieniu się w Suwałkach. List jest poniżej.
Czy Ty lub ktoś ze znajomych Ci osób mógłby pomóc w tej sprawie? Może takie spotkanie jest szansą na ciekawą znajomość.

Mejle ze Szkoły Liderów niemal zawsze wywołują u mnie miły dreszczyk zwiastujący ciekawe wyzwanie. Tym razem jednak to było coś więcej. Nie mieściło się w mojej głowie, gdy czytałem "list poniżej". Nie zmieści się więc i w tej krótkiej notce to, co przyniosło 40 godzin wizyty w Suwałkach niespodziewanego gościa.

Sparky!


Sonia, bo to ona była tym desantowcem, jest Amerykanką, profesorem na uczelni. Tydzień temu wręcz wskoczyła do samolotu ze stypendystami Kirklanda i wylądowała w Poznaniu, żeby jeszcze tej samej nocy wsiąść w pociąg do Suwałk. "Wow!" - zaklnie z amerykańska każdy, kto zna trochę ten kolejowy szlak i remont warszawskich dworców. Zaklnie jednak jeszcze szpetniej, gdy się dowie, że Sonia była pierwszy raz w Europie i nie znała żadnego słowa po polsku.

Żadnego, oprócz dwóch: "babcia" i "dziadek". Bo oboje byli Polakami, którzy na początku XX wieku przypłynęli do New Jersey szukać lepszego życia. Dziadek Konstanty urodził się w Suwałkach. Tylko tyle wiedzieliśmy, gdy Sonia wysiadała z pociągu na końcu polskiego świata. Przyjechała nie tylko szukać swoich korzeni, ale też żeby chociaż trochę poznać Polskę. Dlatego była naszym gościem dosłownie i przez dwa dni zdążyła zjednać sobie całą rodzinę, komunikując się z naszymi dziećmi pozawerbalnie, metafizycznie, swoją pogodą ducha i uśmiechem.

Jęczybuło, finito!


Byłem przewodnikiem Soni po Suwałkach i w opowieściach o mieście, jego historii, o tym co dziś nas trapi i co cieszy. "Te hotele to inwestycje ostatnich 3 lat, Unia dawała to przedsiębiorcy brali...", "To ośrodek kultury i akwapark, będziemy jeszcze pewnie trochę spłacać te projekty z Unii...", "Wreszcie będzie obwodnica (z Unii), chociaż obiecywana z 20 lat..."
Próbowałem jak najłagodniej przekazać mój eurosceptycyzm, ale zdałem sobie sprawę, że z punktu widzenia USA te moje jęki brzmią mocno niewiarygodnie. Stoją budynki? Stoją. Jesteśmy częścią Unii? Jesteśmy. "A jakiej wielkości jest Polska?" - zapytała mnie Sonia, gdy oglądaliśmy z dziećmi mapę Stanów Zjednoczonych. "Mniej więcej jak Arizona" - wyjaśniłem - bardziej nawet sobie niż Soni.

Sonia opowiadała i nam. Podobne problemy w rodzinach, w sąsiedztwie, ze zdrowiem, ze szkolnictwem, z pracą i mieszkaniem dla młodych... Bardzo bliska stała mi się Ameryka, którą mój ojciec nazywał zawsze "krajem prostych rozwiązań". Pozbyłem się wielu stereotypów, jak np. tego o rodzinach wielodzietnych. Otóż 3 to w Stanach też wiele! A proste rozwiązania - idealne dla wszystkich - nie istnieją. Są za to proste marzenia.

Konstantynopolitańczykiewiczówna?


Traf chciał, że nasi dobrzy znajomi noszą nazwisko dziadka Konstantego i mają kawał rodu pięknie rozpisany w rodzinnych archiwach. Ale byliśmy i w Archiwum Państwowym w Suwałkach, gdzie znaleźliśmy akt urodzenia Konstantego. Dzięki pomocy znajomych i pracowników muzeów zebraliśmy całą masę tropów, które składać się mogą na historię rodu Soni.


Muzeum im. Marii Konopnickiej ("What's her name? Konopizza?") akurat ma wystawę o codzienności suwalczanek z końca XIX i początku XX wieku. To kolejne obrazy do układanki, którą próbujemy sklecić na temat życia dziadka...


Spotkania z historią nieoczekiwanie przeplotły się z planami na przyszłość - w Wydziale Promocji w suwalskim ratuszu. Sonię oficjalnie zaproszono na międzynarodowy zjazd suwalczan, który planowany jest na 300-lecie miasta, czyli w... 2020 r.! Jest więc trochę czasu na zarezerwowanie biletów dla całej rodziny.

Jeszcze przed wylotem do Polski ktoś zapytał Sonię, jaka byłaby jej podróż marzeń. Odpowiedziała, że nie liczy na nic szczególnego lecąc do Polski, przyjmie wszystko, ale świetnie by było pojechać do Suwałk, spędzić tam dzień lub dwa, zobaczyć, jak ludzie pracują i mieszkają, może dowiedzieć się czegoś o przodkach. Gdyby tak pomieszkać u jakiejś rodziny, pouczestniczyć...

Tydzień po tej odpowiedzi siedziała w naszym domu popijając herbatę z Anitą, która nosi to samo nazwisko, co dziadek Konstanty! Sam dziadek patrzył na nas dość beztrosko z fotografii, którą ktoś kiedyś zrobił mu w Irkucku (carska armia), a ktoś inny przechował w USA. Fotka wróciła do Suwałk w torebce wnuczki, która nadal chleb smaruje twarożkiem z dżemem (jak tata i dziadek), choć jej amerykańscy przyjaciele brzydzą się na sam widok sernikowego sandwicha.


Żegnaliśmy się naprawdę jak daleka rodzina. A ja do dziś nie mogę się nadziwić, że dwa dni w Suwałkach to może być dla kogoś spełniony "American dream".

Łał!

1 komentarz: