czwartek, 6 sierpnia 2015

Pitbull

Waldku!

Trochę czasu zajęła mi odpowiedź. Podróżowałam. Wróciłam. Rozbawiło mnie to co napisałeś, bo odczytałam znany sobie schemat. Jesteśmy bardzo konformistycznym społeczeństwem. Trenowanym ciągle do przyjmowania tego, co oferują nam rzekome autorytety w domu, szkole, pracy, kościele. Nie umiemy polemizować, ścierać argumentów. Nam nawet nie bardzo wolno, nie wypada, szkodzi według opinii niektórych osób. Należy bezkrytycznie przyjmować pomysły i realizacje naszych…. no właśnie kogo? Ani to rządzący, ani władza, ani włodarze… każde z tych słów jest niewłaściwe, jest pejoratywnie układające hierarchię tam, gdzie jej nie ma i być nie powinno, i której stanowczo się przeciwstawiam. Czasem głośno. Nie jestem za tym, żeby mówić bez potrzeby, bo nie każda myśl jest warta wypowiedzenia, ani każdy oryginalny pomysł wart realizacji. Nie wszystko też przynosi zmianę. Jeżeli mówię o czymś to chcę zmiany. Jeżeli wypowiadam opinie publicznie to się jej wręcz domagam. Nie mogę? Owszem mogę. Oznacza to, że widzę i sygnalizuję, że warto i można wiele kwestii poprawić, rozważyć, zmienić. Nie zamierzam przy tym ranić czyichś uczuć ani krytykować chwilowej ociężałości umysłu, która spowodowała wpadki tak wyraźne jak w Twoim mieście. Rzecz zawsze dotyczy sprawy, nie ludzi. Oczekiwać od pozarządowca poprawności? Milczenia? Braku kreatywności? Oczekiwać, że będziemy spełniać wizje administracji i będziemy jej odbiciem oraz przedłużeniem, to jak wyrwać skrzydła ptakom. Nielot pozarządowy i takich nie brakuje. Nie tak dawno zaatakowano mnie za krytykę naszego, mimo wszystko całkiem przyjemnego Parku Kopernika w Ełku. Wojna rozpętała się nie tylko o koncepcję, ale o mój brak patriotyzmu lokalnego i malkontenctwo. Pozwoliłam sobie zażartować z mojego miasta i byłam w błędzie, że śmiech z siebie jest najzdrowszą formą dystansu i otwierania się na nową rzeczywistość. A mnie chodziło o więcej, bo właśnie ten mój lokalny patriotyzm domaga się lepiej, ambitniej, innowacyjnie. Wycisnęłabym do ostatniej nitki twórców, pomysłodawców, nie dałabym im spać. Zapytałabym też ludzi. Nie wypada nam też o tym głośno mówić. Można, owszem. Na uszko, po cichu, w cieniu gabinetów. Da się wówczas wygładzić, wyciszyć, mieć po kontrolą. Buduje się nawet wokół tego mój Drogi ideologię zwaną przewrotnie współpracą. Współpraca nie konfliktuje się, jest łagodna, unika dopaminy i adrenaliny, jest miła i cholernie wyrozumiała. Może poczekać kolejne kilkadziesiąt lat na windę w Twojej toalecie. Ale jak świat światem mało to skuteczne, bo mało motywujące. Jak odchudzanie na ślub, który się nie odbędzie.
Nie ma też co ukrywać, że wzbudzamy niepokój. Pitbulle ze szkoły liderów. Wyedukowani, świadomi, domagający się. Nie ma co ukrywać, że jesteśmy nieprzewidywalni i trudni do ułożenia. Nie ma co się dziwić, że strach ma wielkie oczy i wystarczy zaangażować. Czasem wręcz się dziwię, że zamiast wykorzystać tak wiele naszych umiejętności walczy się z nami. Na koniec znowu się rozbawiłam. Bo Waldku, to jak walka z żywiołami. Nie ma sensu a koniec jest oczywisty. W ogień się nie dmucha, rzeki kijem nie zawraca, wiatru w sidła nie łapie, ziemi dającej plony nie udeptuje.
Pozdrawiam Cię upalnie, wakacyjnie. Może trzeba nam ogłosić 2015 rokiem toalet, bo i w Ełku otworzono ów przybytek. Jeszcze nie byłam, ale pójdę, sprawdzę, jakżeby inaczej. Suwałki chyba toalety miejskiej nie mają.

Ula